Aktualności Dodano: 23 lutego 2021

Lata z "jedynką" na końcu (2) 1951 – EMOCJE WROCŁAWSKIEGO FINAŁU

Data rozpoczęcia: 2021-02-23
Data zakonczenia:

Sport żużlowy, jak każdą inną dyscyplinę oraz dziedzinę życia, podsumowywać można na różne sposoby. Są zwolennicy statystyk (żużel świetnie się do tego nadaje), opisów ważnych imprez i innych wydarzeń, wspomnień związnych z jubileuszami i rocznicami. Biorąc te ostatnie pod uwagę, zapraszamy na podróż w czasie do lat, które jak rok 2021 mają na końcu "jedynkę".

Tak jak w poprzednim odcinku, który był związany z historią mistrzostw świata, podróż tę w przypadku sportu żużlowego w Polsce możemy tak naprawdę rozpocząć od sezonu 1951. Cofnijmy się jednak nieco, aż do roku 1932. Wówczas po raz pierwszy rozegrano w naszym kraju zawody o nazwie Mistrzostwa Polski na żużlu. Odbywały się one z podziałem na kategorie, w zależności od pojemności silników motocykli. Gwiazdą tych mistrzostw, przeprowadzonych w Mysłowicach, był Rudolf Breslauer (znany później jako Edward Wrocławski), który triumfował w dwóch kategoriach: do i powyżej 350 cc. Z podziałem na klasy odbywały się też mistrzostwa kraju w latach 1933 (Mysłowice), 1935 (Bydgoszcz) oraz pierwsze po drugiej wojnie światowej w 1947 roku (osiem turniejów na różnych torach).

Pierwsza edycja nowczesnych mistrzostw Polski, już bez podziału na kategorie maszyn, miała się odbyć w 1948 roku. Wyznaczono nawet zawodników, którzy mieli w nich wystartować, ale jak podano, zabrakło terminu na ich rozegranie. Rok później wyznaczona trzynastka zawodników wyłoniła wreszcie pierwszego indywidualnego mistrza Polski w nowoczesnej formule. Finał rozegrano w Lesznie, gdzie triumfował ogólny faworyt, zawodnik miejscowego LKM-u, Alfred Smoczyk. Był on także jedynym kandydatem do złotego medalu w 1950 roku, jeżdżąc już, ze względu na służbę wojskową, w warszawskim CWKS-ie, nadal był poza zasięgiem krajowych rywali. W finale w Krakowie jednak nie wystartował, bowiem kilkanaście dni wcześniej zginął w motocyklowym wypadku na szosie. W uznaniu zasług, pośmiertnie przyznano Alfredowi Smoczykowi tytuł mistrzowski, zaś triumfator, jego przyjaciel i wcześniej klubowy kolega, Józef Olejniczak został wicemistrzem Polski. Po wielu latach, w 1984 roku, żużlowe władze zmieniły tę decyzję: Alfred Smoczyk został mistrzem honorowym, a Józefowi Olejniczakowi przywrócono należny mu tytuł mistrzowski.

Rok 1951, czyli siedemdziesiąt lat temu. Do finałowej szesnastki kwalifikuje się trzynastu najskuteczniejszych zawodników z zakończonych już rozgrywek drużynowych. Z powodu kontuzji wypadają z niej Henryk Woźniak z Leszna i rawiczanin Florian Kapała. Zapada decyzja o wytypowaniu kolejnej ósemki, z której piątka dołącza do grona finalistów; dwóch zostaje rezerwowymi, a chory Tadeusz Kołeczek nie jest brany pod uwagę.

Areną finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w 1951 roku jest tor na wrocławskim Stadionie Olimpijskim. Miejscowy klub otrzymuje zamówienia na bilety od ponad stu tysięcy chętnych, pragnących obejrzeć to niezwykle emocjonująco zapowiadające się widowisko, ale miejsc jest tylko na  sześćdziesiąt tysięcy widzów. Jak jednak później prasa poinformuje, na trybunach zasiada ostatecznie około osiemdziesiąt tysięcy fanów sportu żużlowego.

Niemal pewnym faworytem jest Józef Olejniczak, który w sezonie 1951 prowadzi swoją Unię Leszno do trzeciego z rzędu zwycięstwa w mistrzostwach drużynowych, w lidze przegrywa tylko dwa wyścigi, a w jednym ma defekt. Napisze o tym później w swoich wspomnieniach inny z finalistów, Włodzimierz Szwendrowski: „Z ciężkim sercem jechałem w październiku 1951 roku do Wrocławia, gdzie miały się odbyć Indywidualne Mistrzostwa Polski na żużlu. Po raz pierwszy w swojej karierze miałem stawić czoło najlepszym żużlowcom w kraju. Wyobraźcie sobie nastrój dwudziestoletniego chłopca, którego czeka zażarta walka z takim asem jak Olejniczak z Leszna, który zapewne uczyni wszystko, żeby obronić swój własny tytuł mistrzowski z poprzedniego roku."

A jednak to nie lider leszczyńskiej drużyny ligowej, wspaniały zawodnik i jednocześnie trener, Józef Olejniczak, będzie gwiazdą wrocławskiego finału. Nie będzie też pierwszym żużlowcem w historii, jaki dwukrotnie wpisze się na honorową listę złotych medalistów mistrzostw Polski. Strat punktowych doznaje już w pierwszym, bardzo mocno obsadzonym wyścigu. W kolejnym starcie ma upadek, co oznacza koniec marzeń o mistrzowskiej koronie. Dzielnie, mimo ostatniego miejsca w pierwszym biegu, walczy za to młodszy kolega Józefa Olejniczaka, Stanisław Glapiak. Zawodnik Unii Leszno w czterech swoich pozostałych startach zdobywa jedenaście punktów i zajmuje ostatecznie wysoką, czwartą lokatę we wrocławskim finale.

Niespodziewanie liderem klasyfikacji po dwóch seriach jest bydgoszczanin, Zbigniew Raniszewski, który wygrywa biegi trzeci i piąty. Będący w wysokiej formie Włodzimierz Szwendrowski z Ogniwa Lublin do dwóch punktów z pierwszego biegu dorzuca trzy po zwycięstwie w siódmej odsłonie finału. Pięć punktów ma także Alfred Spyra z rybnickiego Górnika, trzy za pierwszy bieg i dwa za piąty, w którym przegrywa z Raniszewskim.

Później obaj panowie "S", Szwedrowski i Spyra, jeżdżą koncertowo, rybniczanin pewnie wygrywa swoje kolejne wyścigi.

W dziewiętnastym biegu, czyli w ostatniej serii zdenerwowany pojawiającą się szansą Włodzimierz Szwendrowski zostaje na starcie. Świetnie zaś spod taśmy wyrywa do przodu Bolesław Bonin, za nim Eugeniusz Zenderowski z Budowlanych Warszawa. Obaj nie mają już szans na medalowe miejsce, ale walczą bardzo ambitnie.

Ze wspomnień Włodzimierza Szwendrowskiego, zatytułowanych "Na ostrym wirażu": "Rozpocząłem wściekłą pogoń za Boninem. Nie wiem co się działo w tym czasie na trybunach, ale dla mnie były to sekundy niezwykłego napięcia i emocji. Dopiero na trzecim okrążeniu tego szalonego wyścigu udaje mi się wyminąć Zenderowskiego i zbliżyć do Bonina. Teraz czeka mnie największy wysiłek. Minąć pozostałego rywala.

Bonin bronił się zapamiętale. Na wirażu Zenderowski usiłował mi blokować drogę, ale mu uciekłem. Bonina mam już zaś prawie na przednim kole. W ostatni wiraż wpadam już ramię w ramię z Boninem, mam jednak tę przewagę, że jestem po wewnętrznej części toru. Jeszcze tylko kilka chwil oszałamiającej szybkości i pierwszy wpadam na metę. Wygrałem!"

Wcześniej swoje starty kończy też Alfred Spyra, często zwany Emilem, mając na końcie, tak jak Włodzimierz Szwendrowski, czternaście punktów. Na trybunach konsternacja, w parku maszyn zamieszanie, nerwowo w gronie sędziów. Regulamin mistrzostw nie przewiduje takiej sytuacji...

W jaki sposób został zatem wyłoniony mistrz Polski na 1951 rok i kto nim ostatecznie został, o tym już w następnym odcinku.

Wiesław Dobruszek
 
Na zdjęciu:
Pionierzy i pierwsi mistrzowie: Alfred Smoczyk (numer jeden) złoty medalista IMP 1949 oraz Józef Olejniczak, mistrz Polski z 1950 roku i niespełniony faworyt kolejnego finału.
Fot. z archiwum autora