Aktualności Dodano: 15 czerwca 2021

Lata z "jedynką" na końcu (8) 1961 – Początek fatalny, ale mamy finał

Data rozpoczęcia: 2021-06-15
Data zakonczenia:

Sport żużlowy, jak każdą inną dyscyplinę oraz dziedzinę życia, podsumowywać można na różne sposoby. Są zwolennicy statystyk (żużel świetnie się do tego nadaje), opisów ważnych imprez i innych wydarzeń, wspomnień związanych z jubileuszami i rocznicami. Biorąc te ostatnie pod uwagę, zapraszamy na podróż w czasie do lat, które jak rok 2021 mają na końcu "jedynkę".

Rywalizacja o drużynowy prymat na świecie ma znacznie krótszą historię niż zmagania indywidualne, oficjalnie wystartowała ona w sezonie 1960. Rok wcześniej, jakby na próbę, odbyły się zawody nazwane Pucharem Europy. Pomysłodawcami drużynowych mistrzostw, choć pierwotnie proponowane było rozgrywanie Klubowego Pucharu Europy, byli polscy działacze. Międzynarodowa Federacja Motocyklowa uznała jednak, że tylko kilka krajów stać byłoby kadrowo na udział w takich zmaganiach (tak jest zresztą do dziś!), przyjęto, że w mistrzostwach startować będą zespoły narodowe i tak narodziła się jedna z najciekawszych form żużlowej rywalizacji (ostatnio niestety skutecznie wyrzucona „na śmietnik” przez nie mających poszanowania dla wieloletnich żużlowych tradycji obecnych decydentów FIM, czyli tejże światowej federacji, która je do życia powoływała).

Ta pierwsza, jeszcze nieoficjalna impreza odbyła się 7 września 1959 roku w Oberhausen w RFN. Polacy, choć byli niejako „ojcami chrzestnymi” tej nowej formy zmagań i mimo zaproszenia do udziału, ostatecznie nie wystartowali. Jak podano, powodem były problemy z uzgodnieniem terminów. Ten nieoficjany jeszcze czwórmecz, bo taką formułę przyjęto od początku, pewnie wygrali Szwedzi, przed gospodarzami i ekipą brytyjską. Norwegowie, którzy zastąpili polski zespół, byli jedynie tłem dla rywalizacji pozostałych uczestników turnieju.

Pierwszy oficjalny finał Drużynowych Mistrzostw Świata rozegrano w 1960 roku w Szwecji, na torze w Goeteborgu. Znów najlepsi byli zawodnicy spod znaku „Trzech Koron”, którym jako pierwszym wręczono ufundowaną przez polski tygodnik „Motor”, mającą charakter przechodniego trofeum, Srebrną Wazę, nazywaną też Srebrnym Pucharem Europy. Przed rozgrywkami nagrodę tę zaprezentowała znana i bardzo popularna wówczas aktorka, Ewa Krzyżewska. Jak napisano w książce „Z historii speedwaya”: „Uroda bohaterki kinowego przeboju „Popiół i diament” oraz nakręconego już kilka lat później pełnego erotyzmu filmu „Zazdrość i medycyna”, piękne trofeum oraz erudycja Władysława Pietrzaka sprawiły, że działacze światowej federacji przystali na to, nieco naciągając fimowskie zasady, by Srebrna Waza stała się nagrodą przechodnią.”

Wspomniany Władysław Pietrzak był zasłużonym działaczem sportu żużlowego w Polsce, ale chyba jeszcze bardziej cenionym w świecie. Przez wiele lat był Prezydentem Komisji Wyścigów Torowych Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (CCP FIM), a później jej Honorowym Prezydentem. Jego zabiegi oraz pozycja jaką cieszył się w światowej federacji miała wielkie znaczenie w narodzinach rywalizacji drużynowej, a później także w powstaniu mistrzostw świata par.

Ten pierwszy drużynowy finał w 1960 roku poprzedzony został eliminacjami brytyjskimi, skandynawskimi i półfinałem kontynentalnym. Polacy zostali zwolnieni z walki o awans i od razu mieli przydzielone miejsce w zawodach finałowych. Żartowano, że nasi żużlowcy mogliby nie przystąpić do eliminacji, ale tak naprawdę wynikało to z tego, że Polacy wyraźnie dominowali w strefie kontynentalnej, co wiele razy potwierdzali w indywidualnych rundach eliminacyjnych, więc i tak zapewniliby sobie start w finale. Do nich dołączyli, po zwycięstwie na swoim torze w Plzen,  Czechosłowacy, a także triumfatorzy pozostałych stref: Anglicy i Szwedzi.

Pierwszego drużynowego mistrza świata wyłoniono 2 września 1960 roku w Goeteborgu. Z dużą punktową przewagą wygrali ten finał jego gospodarze. Szwedzi mieli w dorobku czterdzieści cztery punkty i wyprzedzili Anglię oraz Czechosłowację. Polacy zdobyli zaledwie siedem „oczek”, z czego trzy Konstanty Pociejkowicz, Marian Kaiser i Mieczysław Połukard po dwa, Jan Malinowski zero, rezerwowy Bronisław Rogal nie wystartował. Okazało się, nie pierwszy i nie ostatni raz, że w rywalizacji z krajami zachodnimi, polscy żużlowcy zwykle wypadali słabo. Bolała przede wszystkim porażka z Czechosłowakami oraz styl, w jakim nasi zawodnicy jej doznali. Dlatego zapewne mało kto spodziewał się wówczas tego, co miało się wydarzyć w kolejnej edycji drużynowych mistrzostw.

Międzynarodowa Federacja Motocyklowa przydzieliła organizację następnego finału Drużynowych Mistrzostw Świata Polsce. Wybór padł na Wrocław, bowiem działacze tamtejszej Sparty mieli już spore doświadczenie w przeprowadzaniu ważnych eliminacji indywidualnych mistrzostw świata, z finałem europejskim włącznie.

Poza tym pojemne trybuny miejscowego Stadionu Olimpijskiego mogły pomieścić kilkadziesiąt tysięcy złaknionych wielkich emocji, a także sportowego sukcesu kibiców z całej Polski.

Aby wystartować we wrocławskim finale, trzeba było pokonać rywali w turniejach eliminacyjnych. Musieli w nich tym razem wziąć udział, mimo że byli gospodarzami decydującej potyczki, także polscy żużlowcy. Nie mieli z tym większego problemu, szczególnie, że wypadło im wystąpić w półfinale kontynentalnym na torze w Rybniku.

Trzeba podkreślić, że nasi zawodnicy dokonali tam rzeczy niezwykłej, zdobywając czterdzieści osiem punktów na… czterdzieści osiem możliwych do zdobycia. Dwunastopunktowe komplety na torze miejscowego Górnika zgromadzili: Florian Kapała, Henryk Żyto, Stanisław Tkocz, Konstanty Pociejkowicz. Najmłodszy w tym gronie, rezerwowy Antoni Woryna, nie pojawił się na torze, bo nie było takiej potrzeby. W pokonanym polu nasi zostawili zespół radziecki, Bułgarów i żużlowców z Niemieckiej Republiki Demokratycznej.

W równoległym kontynentalnym półfinale w Plzen zwyciężyli Czechosłowacy, przed ekipą z zachodnich Niemiec, drugą drużyną CSRS, która wystąpiła w miejsce zespołu z Jugosławii, a stawkę zamykali Austriacy. W pozostałych strefach też nie było niespodzianek, do wrocławskiego finału  awansowały zespoły Anglii i Szwecji.

Wiadomo więc już było, jakie ekipy walczyć będą o medale w finale Drużynowych Mistrzostw Świata 1961. Nikt jednak nie spodziewał się, w jak dramatycznych i wręcz niesamowitych okolicznościach odbędzie się wrocławska impreza. Tym bardziej zapraszamy do lektury kolejnego odcinka.

Wiesław Dobruszek

Pod zdjęciem:
Przechodnie trofeum, Srebrną Wazę ufundowaną przez tygodnik „Motor”, zaprezentowała znana polska aktorka, Ewa Krzyżewska.