Kawiarnia „Mała Ziemiańska”, tłoczno i gwarno przy stolikach. Wśród dźwięków muzyki, między słowami rozmów, awantura. Obecny na sali komisarz policji przywołuje do porządku nieobyczajnie zachowującego młodzieńca. Na oczach wszystkich, ów młody człowiek, podnosi się znad stolika i zupełnie poważnym tonem, teatralną pozę przybierając, wykrzykuje: – A czy pan wiesz, do kogo pan mówisz?
Ja jestem Konstanty Ildefons Gałczyński!
Polska placówka konsularna w Berlinie. Gałczyński pełni funkcję attaché kulturalnego. Podczas uroczystości z okazji 11 listopada, wśród licznie zgromadzonych oficjeli, zamiast doniosłych słów o odzyskaniu niepodległości, Gałczyński odczytuje dane z rocznika statystycznego. Wszyscy słuchają go z powagą i milczeniem.
Próbował zatem być urzędnikiem, dyplomatą, cenzorem, żołnierzem… do żadnej z tych ról się nie nadawał, z żadną się nie utożsamiał. Jedyne do czego dążył to do bycia poetą. Wszystko inne było nieważne. I tak właśnie wszedł do literatury
z poezją, jakby z nią się urodził, jakby do niczego innego nie był stworzony. Z przymrużeniem oka, ze swoją dwoistą naturą teatralnych masek. „Pierwszy i ostatni trubadur, żongler przetwarzający codzienność w pasującą inność”. Jako jeden z nielicznych stał się legendą za życia, uwielbiany, przyciągający jak magnes. Tworzył poezję, żył poezją, a słowa jego powtarzane przez otoczenie, niejednokrotnie bez wiedzy od kogo pochodzą, sprawiły iż patrzenie „po Gałczyńsku” stało się synonimem otaczającej rzeczywistości.
Patrzeć „po Gałczyńsku”… „Dlaczego ogórek nie śpiewa”, opowiadać „balladę o trzęsących się portkach”, „Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie”, podróż „Zaczarowaną dorożką”, z „Chryzostomem Bulwieciem do Ciemnogrodu”… wreszcie ta „Strasna zaba na trotuaze…
Gałczyński był niecodzienny w codzienności, „inny, z innego świata”, skomplikowany, nie dający się podciągnąć pod żaden nurt, formułę czy ugrupowanie. Wymykał się skamandrytom, awangardzistom, futurystom i tym z grupy „Żagary”. Sam, wolny elektron, tworzył wznosząc się ponad kanony. Poezja bowiem była najważniejsza. „Poeta, który młodej wyobraźni pozwalał uchylać ściany wszystkich domów, który ulice kazał nazywać swoim imieniem, przybliżał dalekie światy, nieznane światy, których nie ma na żadnej mapie…”
Mógł śmiać się, obrażać, głośno wypowiadać to co niektórych boli natrząsając się z utartych poglądów. Poeta „magik i małpiszon”, błazen, wagant, Horacy, Villon, Szekspir, zawsze przy tym żywy człowiek, kochający życie, odkrywający prawdy o jego pięknie. Prawdy magiczne i czarujące, płynące ze słowami „liryka, liryka tkliwa dynamika, angelologia i dal…”
Barbara Hałusek
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Źródło:
Kira Gałczyńska, Konstanty syn Konstantego, Warszawa 1983.
Wspomnienia o K.I. Gałczyńskim: praca zbiorowa, Warszawa 1961.