Julian Przyboś (5 marca 1901 – 6 października 1970) Po śmierci poety w krakowskim oddziale Związku Literatów Polskich odbył się wieczór poświęcony jego pamięci. Wśród zgromadzonych wspomnienie o Przybosiu wygłosiła Wisława Szymborska. Dziś, w rocznicę śmierci poety, warto przytoczyć te słowa, które na nowo przywołują jego obraz:
„Nie będę mówić o jego poezji, która jest i pozostanie, i sama będzie walczyć dzielnie z upływem czasu. Powiem kilka słów o jego osobie, której niezwykłe rysy dopiero inni będą musieli utrwalić, żeby nie zatarły się w pamięć.”
Zdumiewający Przyboś, olśniewający Przyboś. Zdumiewał nawet wówczas, kiedy mówił to, czego się po nim można było spodziewać. Onieśmielał nawet wtedy, kiedy okazywał serdeczność. Jego osoba stwarzała wyczuwalny dla każdego dystans. Nie znosiła mdłego spoufalenia, bylejakości rozmów, bezkształtu myśli. Sam wychodził na spotkanie innych ludzi w absolutnej zawsze gotowości do zasadniczej dysputy. Zmuszał do niej, nigdy nie zniechęcony, nigdy nie okazując zmęczenia, ufny i świąteczny. „Co Pan myśli o rzeźbach Giacomettiego?” zapytywał znienacka młodego poetę, który w bezpiecznej odległości od Mistrza podnosił do ust łyżkę z zupą grochową na boczku. Tak. W obecności Przybosia żyło się w okropnym napięciu. Trzeba było mieć z góry przygotowany sąd o Giacomettim i wiedzieć na pewno, który wiersz Norwida jest najlepszy ze wszystkich, i tłumaczyć się gęsto z braku entuzjazmu dla nowej architektury proponującej ściany z powietrza. […] Przyboś był człowiekiem dumnym. […] Był dumny – i takiego go pamiętam, takiego podziwiam, i takiego właśnie głęboko szanuję.”
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
A. Włodek, Sentymenty i dokumenty, w: Wspomnienia o Julianie Przybosiu, oprac. J. Sławiński, Warszawa 1976, s. 208-210.