Aktualności Dodano: 14 Lipca 2020

Historia pewnej książki - „Literacki ładunek wybuchowy"

Data rozpoczęcia: 2020-07-16
Data zakonczenia:

„Jestem pisarzem, któremu nie wydają książek, publicystą nie drukującym artykułów, dziennikarzem nie mającym wstępu do żadnej redakcji. Nikt nie chce ode mnie scenariuszy, nie błyszczę, nie bywam, nie mam rangi, nie stoję na szczeblu. Po prostu nie ma mnie. Wszystko dlatego, że chcę w moim kraju żyć, myśleć i pracować tak, jak uważam za słuszne. Za to płacę nieprawidłowością istnienia i zakazem rozwoju.”
Leopold Tyrmand, Dziennik 1954, Warszawa 2006r.


Kiedy w marcu 1965 roku Leopold Tyrmand opuszczał kraj, celnicy sprawdzający bagaże spytali go tylko, kiedy pojawi się nowe wydanie „Złego”? Żaden z nich nie pokusił się, żeby starego Opla dokładniej przeszukać. Żadnemu z nich również nie przyszło do głowy, że pisarz właśnie przewozi „ładunek wybuchowy”, którym były rękopisy książek niewydanych i niedopuszczonych do publikacji w Polsce.

* * *

Naturalną koleją rzeczy jest, że gdy powieść opuści biurko pisarza, tekst rozpoczyna swoje niezależne życie. Tak właśnie oderwano od autora „Złego”, dalej „Dziennik 1954”. Tytuły te stały się bestsellerami, fenomenem literackim, pożądaniem czytelników i obiektem zazdrości innych literatów. Dla Tyrmanda jednak było to jak palcami strzelić, jakby „pestka” literacka, tekst napisany na poczekaniu, pod wpływem chwili. 1954 był rokiem bardzo dynamicznym i treściwym, jakże trudnym dla samego pisarza. Autor potrzebował pieniędzy i w zaledwie 8 miesięcy stworzył ponad 600 stron kryminalnej prozy. Niemalże jednocześnie powstawał symboliczny, a później wręcz kultowy w jego twórczości „Dziennik 1954”. Ten drugi tekst, obejmujący wydarzenia pierwszych miesięcy 1954 roku, pisał już bardziej jakby z wewnętrznej potrzeby. Osobisty imperatyw podyktował treści nazwane przez autora dziennikiem. Dziennikiem jednak w pełnym tego słowa znaczeniu nie był. To bardziej powieść dokumentalna, w której autor zawiera własne przemyślenia i spostrzeżenia odnośnie pewnych osób i okoliczności. Oba tytuły odniosły wielki sukces. W niedługim czasie jednak, po publikacji, popularność ta odcisnęła się fatalnie na samym Tyrmandzie, doprowadzając autora do twórczej frustracji. Sukces ten nie znaczył dla niego wiele, poza zyskiem finansowym, który mu przyniósł. Tyrmand wiedział, że w tym kraju już nic nie może więcej osiągnąć. Chciał „żyć, myśleć i pracować tak, jak uważał za słuszne.” Tymczasem twórcza formuła, jaką sobie wypracował coraz silniej i oficjalniej była blokowana. Można powiedzieć, że z tej walki zrodziła się najwybitniejsza powieść w dorobku Tyrmanda. Sam autor cenił ją najbardziej. Podobnie krytycy ocenili ją jako dzieło mistrzowsko skonstruowane, napisane językiem ostrym niczym brzytwa, która tnie raz, ale skutecznie.

* * *

„Życie towarzyskie i uczuciowe”, bo o tej powieści mowa, ukończona została w 1964 roku. Można powiedzieć, że to punkt zwrotny w twórczości pisarza. Powieść odwet, literacki nokaut, który doprowadził autora do granic w przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu. Cenzura zakazała publikacji i to właśnie ten tekst został ukryty w starym Oplu, którym Tyrmand w 1965 roku wyjeżdżał z Polski. Powieść nazywał „próbą polskiego, niesfałszowanego realizmu, wynaturzonej struktury społecznej, społecznej degeneracji”. 
To kronika towarzyska PRL-owskiej Warszawki. Pełno w niej lawirantów, układów, duszno od donosów, słów szeptanych w przejściach i sypialniach tonących w papierosowym dymie, liścików podawanych w ukryciu. Autor, co prawda tłumaczy przypadkowością zbieżność fikcyjnych postaci i zdarzeń, nie omija jednak konkretów i pikantnych szczegółów. Fabuła ta jednocześnie wciąga i przeraża obrazem manipulacji, przewrotności ludzkiej natury, mechanizmów uwikłań politycznych i towarzyskich. Zdrada, zmiany masek, nieustanna gra, ale w perfidnym i wyrafinowanym wymiarze. „Życie towarzyskie i uczuciowe” nie zostaje dopuszczone do druku. Dla środowiska artystycznego jest bolesnym policzkiem, oglądanym z każdej strony w salonie luster. Dla władzy rażącym wręcz dowodem na to, jakim wynaturzeniom podlega psychika ludzka w starciach o stanowiska, miejsce w szeregu i bycie na liście uprzywilejowanych. W gruncie rzeczy po przeczytaniu „Życia…” zainteresowani rozpoznają siebie, a współczesny czytelnik odnosi wrażenie, że choć od powieściowej akcji dzieli nas ponad 60 lat, fabuła ta nie straciła na aktualności. Ostatecznie powieść zostaje wydana przez Jerzego Giedroycia w Paryżu. Sam autor przyznał w jednym z wywiadów, że „gdyby „Życie towarzyskie i uczuciowe” ukazało się normalnie w kraju, to by wrócił do Polski, bo miejsce polskiego pisarza jest w Polsce, a ja sam nigdy nie wierzyłem w żadną emigrację”.

Są fascynujące książki i fabuły w nie wplecione. Równie fascynujące są historie z nimi związane. „Życie towarzyskie i uczuciowe” Leopolda Tyrmanda na pewno jest jedną z nich. Książkę znaleźć można w księgozbiorze biblioteki, jak i wiele innych wspaniałych, a czasem zapomnianych już tytułów. Zachęcamy do lektury i do poszukiwań.

Basia Hałusek


Źródła: 
Krzysztof Varga, Ściąganie kolorowych skarpetek, w: Książki. Magazyn do czytania 2020, nr 1, s. 14-19
Mirosław A. Supruniuk, Wstęp. Leopold Tyrmand i „Wiadomości”, w: Leopold Tyrmand, Listy do redaktorów „Wiadomości”, Toruń 2014