Ozłocić złoty kask...
Data rozpoczęcia: 2022-02-20
Data zakonczenia:
Niestety, dla kibiców i całej dyscypliny, żużlowi działacze nie ustają w swej radosnej twórczości. Od wielu lat niszczy się i wycofuje najbardziej widowiskowe, emocjonujące oraz mające swoją uznaną rangę rozgrywki mistrzowskie.
W światowym speedwayu zaczęło się tak naprawdę od wprowadzenia cyklu Grand Prix w Indywidualnych Mistrzostwach Świata, czyli wyrzucenia na śmietnik wieloletniej tradycji wyłaniania mistrza w jednodniowym finale, wieńczącym trudną do przebycia „drabinkę” turniejów eliminacyjnych. Przy okazji, tłumacząc brakiem wolnych terminów, los jednodniowego finału indywidualnego podzieliły, bardzo popularne i cieszące się poważaniem kibiców oraz żużlowców, Mistrzostwa Świata Par.
Później przyszła kolej na Drużynowe Mistrzostwa Świata, które zastąpił, nie wiadomo (wiadomo, wiadomo!) dlaczego Drużynowy Puchar Świata, a ten po niespełna dwóch dekadach został wypchnięty, za sprawą decydentów z FIM, z żużlowego kalendarza przez Speedway of Nations, czyli tak dokładnie nie wiadomo co, bo czym są wyścigi dwuosobowych drużyny z jednym rezerwowym, do tego koniecznie juniorem. Jakby juniorzy nie mieli swoich mistrzostw; wszak do drużyny juniorów nie dodaje się obowiązkowo jednego seniora!
To oczywiście nie koniec, kolejne reformatorskie zmiany czekają nas znów w zbliżającym się sezonie. To na świecie.
W kraju, po krótkim okresie bez radykalnych zmian, a jeśli już, to nawet z dobrym skutkiem, czyli próbami podniesienia bądź przywrócenia rangi tak ważnych przed laty mistrzostw par klubowych czy Złotego Kasku, a także wprowadzenie indywidualnych mistrzostw Ekstraligi i pierwszej ligi. Nie do końca rozumiem za to zastąpienie Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski (MDMP) przez Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów (DMŚJ). Komu przeszkadzała tradycyjna, używana przez kilkadziesiąt lat, nazwa tych rozgrywek.
Pojawiają się głosy, by najważniejszą krajową imprezę, czyli finał Indywidualnych Mistrzostw Polski też odesłać do lamusa, zastępując go kilkoma turniejami finałowymi, co było już przerabiane w latach pięćdziesiątych. Mimo że ten jednodniowy finał IMP jest wciąż wielkim świętem polskiego sportu żużlowego. Ale się to komuś jednak nie podoba. Tak jak przeszkadza stara, zapoczątkowana jeszcze w latach pięćdziesiątych zasada, że organizatorem finału indywidualnego jest klub, co stanowi dodatkową nagrodę, który wywalczył w poprzednim sezonie tytuł drużynowego mistrza Polski. I nikomu przez lata nie przeszkadzało, że wiele finałów rok po roku przeprowadzano w Rybniku czy później w Gorzowie. Kiedyś wszystko było jasne i proste: finał u mistrza, półfinały u drugiej i trzeciej drużyny, ćwierćfinały (a nawet rundy wstępne) na torach drugiej ligi…
To jednak przeszłość. Teraz ma być podobno inaczej, bo jak kilka finałów zamiast jednego, to zapewne na kilku różnych torach. Czyli jak w rozgrywkach Złotego Kasku przed laty.
Zamiast więc gmerać w optymalnych przecież regulaminach IMP, warto postarać się o przywrócenie rangi i znaczenia, jakimi cieszył się w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych Złoty Kask. Zamiast psuć to co dobre, lepiej naprawić to, co przez wiele lat było psute i nie miało dotąd szans naprawienia.
To właśnie w Złotym Kasku należałoby wprowadzić, wzorem sprzed lat, kilka turniejów, może na początek cztery (kiedyś było ich osiem, po jednym na torze każdej ekstraklasowej drużyny). Niechby, jak onegdaj, były nawet połączone z lokalnymi tradycyjnymi memoriałami czy pucharami. Docelowo można pracować (czyli zdobyć sponsora lub sponsorów) nad tym, by turniejów o Złoty Kask, jak u zarania tych zmagań, było osiem. To na podstawie ich aktualnej klasyfikacji wybierano zwykle zawodników do kadry i reprezentowania polskich barw w mistrzostwach świata oraz w międzypaństwowych test-meczach. Proszę: ozłoćmy Złoty Kask, przywracając mu dawny blask, a przynajmniej spróbujmy...
Wiem, że to oczywiście tylko takie nierealne mrzonki. Indywidualne Mistrzostwa Polski, wbrew sprzeciwom, i tak przestaną być wieńczone jednodniowym wielkim żużlowym świętem i jak w wielu innych rozgrywkach walka o medale zostanie mocno rozmyta, a tradycyjne eliminacje z czasem zastąpione zostaną przez jakże obecnie popularne nominowanie finalistów.
Bo dziś w sporcie, w tym przecież także żużlowym, nie za bardzo o sport chodzi, a nade wszystko, o rządzącą wszystkim „kasę”.
Wiesław Dobruszek
Pod foto:
Jednodniowe finały Indywidualnych Mistrzostw Polski zawsze miały swoją rangę, były wielce emocjonujące i bardzo ważne dla uczestników i kibiców. Rok 2010, medaliści finału IMP w Zielonej Górze (od lewej): Krzysztof Kasprzak, Janusz Kołodziej, Rafał Dobrucki.
Fot. Jarosław Pabijan