Aktualności Dodano: 26 maja 2021

Zmarł Zdzisław Dobrucki. Żużlowe Leszno w żałobie

Data rozpoczęcia: 2021-05-23
Data zakonczenia:

Jeszcze leszczyńskie środowisko żużlowe nie zdążyło się oswoić ze smutkiem po śmierci nestora polskiego żużla, Stanisława Przybylskiego, a już następnego dnia pojawiła się kolejna raniąca serca kibiców wiadomość: Zdzisław Dobrucki nie żyje.

Trudno w to uwierzyć, jeszcze nie tak dawno piliśmy kawę, wspominaliśmy dawne piękne czasy, narzekaliśmy na to, co obecnie dzieje się ze sportem żużlowym… Ostatnia rozmowa, telefoniczna, przed Świętami, ze szpitala. Zdzisław w swoim stylu: „Tak się tutaj nudzę, więc dzwonię po ludziach i im głowę zawracam”. Jak zawsze trochę „pokleklaliśmy”, jak zwykł nazywać te nasze pogaduchy, na koniec życząc sobie nawzajem zdrowia…

Bardzo mi ciężko pisać o Zdzisławie w czasie przeszłym. Że był świetnym zawodnikiem, przez wiele lat wierny barwom liderem leszczyńskiej drużyny, niemal przez całą karierę w kadrze narodowej, że pierwsze sukcesy odnosił w młodzieżowych mistrzostwch kraju, że w 1972 roku w Olching zdobył z reprezentacją Polski brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Świata, co było w tamych latach wielkim sukcesem, że 1976 roku w Gorzowie stanął na najwyższym stopniu podium Indywidualnych Mistrzostw Polski.

Niemal od początku swej sportowej przygody doskonale radził sobie z przygotowaniem sprzętu, a po zakończeniu startów na torze, okazał się wybitnym trenerem, wyszkolił liczną grupę dobrych i bardzo dobrych zawodników, w tym między innymi Zenona Kasprzaka, Piotra Pawlickiego (seniora), Zbigniewa Krakowskiego i wielu innych, którzy zdobywali ważne punkty dla Unii Leszno oraz dla innych klubów, będąc ich mocnymi punktami.

Wyszkolił i poprowadził do sukcesów swego syna Rafała, obecnie trenera kadry narodowej. Tworzyli doskonały duet, bo Zdzisław był dla Rafała nie tylko trenerem, mechanikiem oraz menedżerem, ale i troskliwym ojcem. Miałem okazję być dość blisko tego duetu, za co jestem losowi wdzięczny.

O swoistym poczuciu humoru Zdzisława od dawna krążą legendy, Jego „specjalnością” było tak zwane wkręcanie. Nie wszyscy się przyznają, że padli ofiarami tych sympatycznych żartów, wielu nawet nie wiedziało, że dotyczyło to właśnie ich. Kto znał Zdzisława bliżej, ten zawsze miał się na baczności, od lat znałem to Jego spojrzenie, gdy szykował się jakiś „numer”.

Sympatii, jaką cieszył się w całym polskim, i nie tylko, środowisku żużlowym, nie da się kupić. Zdzisław był po prostu wspaniałym, pogodnym  Człowiekiem, wszędzie serdecznie witanym. Przyjaźnił się nie tylko z zawodnikami, z którymi miał okazję rywalizować na torze, ale z wieloma działaczami czy sympatykami sportu żużlowego. Poczytuję sobie za ogromny zaszczyt, że i ja mogłem być w tym gronie.

Serdecznie współczuję żonie Zdzisława, Pani Wacławie, ich dzieciom, Sabinie i Rafałowi, całej rodzinie. Odejście takiego żużlowca, trenera, Człowieka, to wielka, niepowetowana strata dla całego polskiego sportu.

Trudno o słowa, ciężko na sercu. Żegnaj Zdzisławie…

Wiesław Dobruszek