Dzienniki anestezjologa
Data rozpoczęcia: 2023-11-18
Data zakonczenia:
18 listopada mieliśmy przyjemność gościć w naszej bibliotece wspaniałego lekarza – Wiesława Mikusia, doświadczonego anestezjologa pracującego w służbie zdrowia od lat 70-tych, jak również rysownika i pisarza, który ma już na koncie dwie książki oraz kilka sztuk teatralnych i kabaretowych.
-W moim środowisku jestem znany z tego, że coś tam pisze, coś tam śpiewam. Do pędzla przywiązano mnie już w ogólniaku, zawsze coś bazgrałem na kolanie. Koledzy dobrze to wiedzieli i tak skończyłem rysując gazetki szkolne. Głównie jestem lekarzem, ale po nocach, w domu, czy na dyżurze jak jest spokojnie to rysuję, maluję, piszę książki, teksty kabaretowe, opowiadania. Zawsze uważałem, że jeśli ktoś zasklepi się w jednym zadaniu, tylko praca-dom, praca-dom, to można zwariować. Może dlatego nigdy nie miałem wypalenia zawodowego, jak to się często zdarza lekarzom. - mówił Wiesław Mikuś.
Po pytaniu: „Jaka była inspiracja do napisania pierwszej książki?" Wiesław Mikuś odpowiedział:
-Zdałem sobie kiedyś sprawę z tego, że jeśli nie spiszę tych sytuacji, to one, w całym tym harmidrze świata, zostaną zapomniane. Pomyślałem sobie, to wszystko trzeba opisać, fakty, ludzie, emocje, zdarzenia, zostaną zapisane w moich książkach na zawsze, do końca świata.
I tak powstały już dwie książki Wiesława Mikusia, a trzecia jest w drodze. Choć z tego co się dowiedzieliśmy na spotkaniu, opowiadań i zapisków lekarz ma całe stosy. Rozmawialiśmy o pracy anestezjologa, o przeróżnych przypadkach medycznych, tych śmiesznych i smutnych, o medycynie alternatywnej, o zdrowym życiu i o wielu, wielu innych sprawach. Wszystko w miłej, przyjaznej, lecz profesjonalnej atmosferze jaką zapewnił nam Wiesław Mikuś.
„A który przypadek zapadł Panu najbardziej w pamięci?"- odpowiedział:
-Jest jeden przypadek, który jest nieco inny niż wszystkie i daje do myślenia. Pięcioletni chłopiec wpadł pod samochód, dziadek tego dziecka był moim znajomym. Gdy przywieźli chłopca, jego dziadek chwycił mnie za ramiona, spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem i krzyczał „Ratuj go! Ratuj!", więc to poczyniłem. Odzyskaliśmy pracę serca chłopca, ale niestety, nie udało nam się odratować pracy mózgu. I tak, ten pięcioletni chłopiec, powoli umierał przez następny miesiąc. Zaczął śmierdzieć, twarz mu się zapadła, z buzi wydobywał mu się okropny zapach, wyglądał jak trup. I ten sam człowiek, co miesiąc temu krzyczał do mnie „Ratuj go!" wtedy zapytał się mnie „Dlaczego ty go ratowałeś? Po co? Żebym teraz ja zapamiętał go jako ten straszny, śmierdzący twór, zamiast jako mojego ukochanego wnuczka, cherubinka?" To spotkanie dało mi do myślenia, zapadł mi w pamięci ten kontrast.
Spotkanie było transmitowane na żywo na naszym profilu Facebook oraz tłumaczone na język migowy przez Ewę Gano – symultaniczna tłumaczkę języka migowego ze stowarzyszenia SPON. Nagranie z tego spotkania i wielu innych są dostępne na naszym Facebooku (https://www.facebook.com/100067358337156/videos/1028455395080484).
JJ
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.