Aktualności Dodano: 04 stycznia 2022

Lata z "jedynką" na końcu (16): 1971 – Mistrzostwo, i to z kompletem

Data rozpoczęcia: 2022-01-04
Data zakonczenia:

Sport żużlowy, jak każdą inną dyscyplinę oraz dziedzinę życia, podsumowywać można na różne sposoby. Są zwolennicy statystyk (żużel świetnie się do tego nadaje), opisów ważnych imprez i innych wydarzeń, wspomnień związnych z jubileuszami i rocznicami. Biorąc te ostatnie pod uwagę, zapraszaliśmy na podróż w czasie do lat, które jak rok 2021 miały na końcu "jedynkę". W kalendarzu rok się nam już "przewinął" na 2022, jednak liczba ważnych wydarzeń w 1971 niech będzie usprawiedliwieniem naszego małego poślizgu.

Oto dalszy ciąg finału Mistrzostw Świata Par w Rybniku. Z książki „Czarny sport”: „Piętnasty bieg usuwa w cień poprzednie i następne. Najważniejszy, decydujący o tytule mistrza świata. Polacy i dwie sławy czarnego toru, zwycięzcy rozlicznych turniejów i wielokrotni mistrzowie świata, nazwiska, które ściągają na trybuny tysiące: Ivan Mauger i Barry Briggs.

Dwaj wielcy rywale. Dwaj wielcy indywidualiści. Nigdy dotąd nie występowali w parze, dopiero w tym roku… Postanowili zapomnieć o własnych ambicjach, zespolić siły i umiejętności, stworzyć parę, jakiej nie było dotąd na świecie. Kto im dorówna? Mistrzom, zwycięzcom, najlepszym aktualnie żużlowcom świata?

Piętnasty bieg. Mauger – Briggs kontra Wyglenda – Szczakiel. (…)” 

Wygrana nowozelandzkiej pary w stosunku cztery do dwóch zrówna ją z Polakami i zapewne będzie konieczny bieg barażowy o mistrzowski tytuł. Podwójna wygrana Ivana Maugera i Barry Briggsa oznaczać będzie mistrzowski tytuł dla Nowej Zelandii.

Takiej ewentualności raczej nikt nie bierze pod uwagę, choć znający się świetnie na speedwayu kibice wiedzą, jaką siłą i doświadczeniem dysponują utytułowani rywale.

Pięknie walkę o złoty medal na wypełnionym szczelnie stadionie ROW-u w Rybniku opisał redaktor Andrzej Martynkin. Zajrzyjmy raz jeszcze na łamy jego książki „Czarny sport” i przytoczmy fragment poświęcony piętnastemu wyścigowi finału Mistrzostw Świata Par 1971:

„(…) Cztery motocykle już na stanowiskach, na wprost otwartej bramy. Za moment podejdą do nich zawodnicy. Dwadzieścia tysięcy widzów wpatrzonych w parking. Spośród kilkunastu zawodników i osób znajdujących się w parku maszyn, oczy szukają znajomych sylwetek. Wyławiają je spośród dziesiątków innych, rejestrują każdy ruch, gest. Z prawej czerwień kombinezonu Briggsa i biało-żółty, trochę przybrudzony żużlowym pyłem, Maugera. Stoją przed boxem, w rękach kaski i okulary. Prawie gotowi. Wzrok nieco w lewo. Gdzie nasi?... Są. Dwie postacie w czarnych skórach. Rozmawiają z ożywieniem.

– Start musi się udać – powtarza Wyglenda. – W najgorszym razie musimy wyjść równocześnie z nimi. Wtedy można walczyć. Jadę na pierwszym, ty na trzecim torze. Uważaj. Spróbuję „przeciągnąć” Briggsa, podprowadzić go aż pod siatkę. Pozostanie ze dwa metry dla ciebie. Postaraj się przytrzymać Maugera. Nie daj mu się wcześniej złożyć. Zmuś go, żeby pierwszy przymknął gaz, niech się broni przed wpadnięciem na ogrodzenie. Potem wal śmiało w lukę tuż przy bandzie…

– A jak przegramy start?... – Szczakiel jakby niedowierzał w wygrany start z mistrzami startu.

– To… koniec – Wyglenda rozkłada ręce. – Wtedy każdy przebija się do przodu na własną rękę. Ale musi się udać.

       Są zdenerwowani, ale skupieni, uważni. Nie zamierzają rezygnować.

       Sygnał – do maszyn. Cztery postacie odrywają się od szarego tła, podchodzą do oczekujących motocykli.

– Bieg piętnasty. Tor pierwszy, kask czerwony – Wyglenda, Polska. Tor drugi, kask biały – Briggs, Nowa Zelandia. Tor trzeci, kask niebieski – Szczakiel, Polska. Tor czwarty, kask żółty – Mauger, Nowa Zelandia. Spiker kolejny raz ogłasza to, o czym każdy doskonale wie od chwili przekroczenia bram stadionu, ale to jego obowiązek.

Zawarczały motory. Po kolei wyjeżdżają na tor. Najpierw kask czerwony, za nim niebieski. Dobry omen? Bieg najważniejszy, decydujący. Szybsze tętno. Wygrają? Przegrają? W loży honorowej wicepremier, minister górnictwa i energetyki, Jan Mitręga, przeciera chustką czoło, pochyla się do przodu… Nie chce uronić nic z pasjonującego pojedynku. Wyglenda jest przecież z górniczego klubu.

Motocykle Szczakiela i Maugera niemal dotykają się kierownicami. Nowozelandczyk unosi lewy łokieć do góry, przenosi przed prawe ramię Szczakiela… Dozwolony przepisami bloking. Wystarczy w momencie startu trochę przytrzymać…

Podprowadzający robi krok do tyłu. Zaraz, za moment strzeli w górę taśma. Szczakiel szybko przenosi łokieć przed wysunięte ramię przeciwnika. Przechytrzył… Mauger nie ma już czasu na żaden manewr. Start! (…)”

Na trybunach nikt nie siedzi, kibice programami zasłaniają oczy przed słońcem, ci bliżej toru używają ich od osłony przed żużlową szprycą. Nikt nie narzeka, przecież to najważniejszy moment tego turnieju.

„Poszli! – to kolejny obszerny fragment z książki redaktora Andrzeja Martynkina. – Równo, jak na defiladzie. A więc nie przegraliśmy startu! Można przystąpić do realizacji planu. Już w przy łuku. Briggs i Mauger pochylają motocykle. Opór Polaków zdecydowany. Nie ustępują. Pędzą prosto, jakby nie było zakrętu. Błyskawicznie zbliża się ochronna siatka. Cztery metry! Dwa! Szybkie spojrzenie Wyglendy w prawo. Niebieski kask? Jest ! Wyglenda kładzie maszynę w lewo. To samo robi Briggs, ale Polak już pierwszy! Prowadzi!”

Świetnie rozegranie tego pierwszego łuku w piętnastym wyścigu uchwyciła kamera Polskiej Kroniki Filmowej. Widać dokładnie, jak w pozostawioną pod bandą niewielką lukę wciska się jadący coraz szybciej Jerzy Szczakiel, za nim chce pojechać Ivan Mauger, ale opolanin na prostą wychodzi tuż obok Andrzeja Wyglendy i obaj, jadąc blisko siebie, nie pozwalają Nowozelandczykowi na skuteczny atak.

Dwaj Polacy na czele! Zahuczał stadion, krzyk radości na chwilę zagłuszył ryk motorów. Ręce składają się do oklasków. Zwycięstwo!

„Okrzyk triumfu jak szybko wybuchł, tak szybko ustał – pisał redaktor Andrzej Martynkin. – Na wirażu atakuje Briggs. Zbliża się niebezpiecznie do Wyglendy. Próbuje po wewnętrznej. Koło jego motocykla niemal dotyka nogi Polaka. Wyglenda jeszcze bardziej zacieśnia łuk. Przednie koło prowadzi po białym pasie krawężnika. Jak związani, ramię przy ramieniu przechodzą cały wiraż, dopiero na prostej Polak uwalnia się od przeciwnika. Zdobywa metr, dwa przewagi. Westchnienie ulgi. Wygrał!

– Naparł na mnie, chciał odepchnąć na zewnątrz – powie potem Wyglenda – w pewnym momencie poczułem na nodze dotknięcie przedniego koła jego motocykla. Gdy zobaczył, że nie ustępuję, zrezygnował. Jechał fair. Walczył, ale nie posunął się za daleko.

Briggs już nie zagrozi Polakom. Atak odparty. Drugiego nie będzie. Polacy są za daleko w przodzie. Mistrzowie świata pokonani! Mauger na ostatniej pozycji! Nieczęsto zdarza się taki widok.

Meta! Przewaga kilkunastu metrów! Szczakiel czeka na kolegę. On przyjął na siebie ciężar walki. Zdejmują okulary, spoglądają na siebie, uśmiechają się. Wolno zjeżdżają do parkingu. Ku nim na tor wybiegają fotoreporterzy, koledzy klubowi.

Rozradowani, uszczęśliwieni zsiadają z motocykli. Zewsząd przyjmują gratulacje. Mistrzowie świata! Wywiad do radia, telewizji…

– Później. Jest jeszcze jeden bieg – mówią. – Dopiero po nim będzie czas na gratulacje.

– Przecież najłatwiejszy, z Austriakami…

        Mauger odstawił motocykl, otarł spoconą, brudną twarz, pochodzi ku Polakom.

– My congratulations – ściska dłonie Wyglendy i Szczakiela. – Gratuluję…

          Uśmiecha się, ale co musi czuć w takim momencie pokonany mistrz świata? Ivan Mauger nie po raz pierwszy zachowuje się jak prawdziwy sportowiec. Częściej niż inni wygrywa, ale potrafi przegrać.”

Polacy nie tylko wygrali ten pasjonujący finał, ale wywalczyli w nim komplet punktów, sprawiedliwie, po piętnaście każdy. Pierwsze złoto biało-czerwonych w tych mistrzostwach, ale i, niestety, ostatnie…

Wiesław Dobruszek

 

Fot. archiwum
Mistrzowie świata: Jerzy Szczakiel (z lewej) i Andrzej Wyglenda na podium rybnickiego finału MŚP 1971.